Jump to content
Forum Pszczelarskie - Pasieka "Banicja"

Recommended Posts

A propos mądrych. Skoro już tak śledzimy losy pasieki w Jaremczu, warto może napisać parę słów o jej właścicielu, zarazem redaktorze naczelnym cytowanego tu wielokrotnie "Bartnika Postępowego"

 

(będzie długo)

Leonard Weber urodził się 22 października 1889 roku w Kozubowie koło Oleśnicy, pow. Dąbrowa Tarnowska. Tam, w gospodarstwie swojego ojca, od najmłodszych lat miał okazję zapoznawać się z pasieką i pszczołami. Okres ten w swoim pamiętniku wspomina następująco.

Znajdowała się też niedaleko domu pasieka, składająca się z kilku uli. Ciekawie przyglądałem się „miodobraniu”, do której to czynności ojciec zapraszał wytrawnego bartnika, niejakiego Wojdyłę. Zapoznałem się już wtedy ze skutkami żądlenia, co boleśnie odczułem.

Gdy miałem lat cztery, może pięć, pamiętam jak ojciec, dowiedziawszy się o nowych ulach ramkowych, zaprosił najbliższego sąsiada, znającego się na stolarce – i razem przystąpili do zbijania z desek nowych mieszkań pszczelich; były to tzw. ule „słowiańskie”, propagowane przez prof. Ciesielskiego, z ramkami wąsko-wysokimi, wkładanymi do wnętrza z boku.

Ul nowiutki, z wystruganych desek, dostępny był z boku. W czasie przerwy obiadowej ojciec z sąsiadem weszli do mieszkania, ja zaś wlazłem do środka ula. Ojciec, podpatrzywszy to, ukradkiem wyszedł z mieszkania i raptownym ruchem zamknął mnie w ulu zatworem, po czym szybko odszedł. Z początku siedziałem cicho, lecz potem zacząłem płakać. Matka, przechodząca przypadkowo obok, wypuściła mnie na wolność, grożąc palcem ojcu. Takie to były początki mojego pszczelarzenia.

Minęły lata, ojciec przeniósł się na wschód i osiedlił we wsi Petryków, koło Tarnopola. Poznałem tam mojego rówieśnika – kolegę szkolnego, którego ojciec miał kilkudziesięciopniową pasiekę w ulach słowiańskich, bo innego systemu na Podolu prawie że nie znano. Pasieka ta i całe gospodarstwo wraz z zabudowaniami były ulokowane poza wsią, na leśnej polanie. … W tejże samej wsi poznałem później innego, znakomitego pszczelarza, Jana Białego, posiadającego na skraju wsi dużą, liczącą ponad sto pni pasiekę.… Ule były ponakrywane słomianymi, chochołowatymi daszkami, które nadawały pasiece charakterystyczny, jakby prasłowiański charakter.… Gospodarka podolska, typowa dla tamtejszych okolic, polegała na wybijaniu matek na czas głównego pożytku; nadstawki, przystawki, kratówki rzadko kto stosował w owych czasach.

W związku z częstą zmianą gospodarstw i zmianą miejsca zamieszkania rodziców, naukę kontynuował w szkołach realnych w Tarnowie, Lwowie i Jarosławiu, by zakończyć ją w 2 Szkole Realnej w Krakowie. W 1911 roku zdał maturę i zamieszkał we Lwowie u swojego brata Janka (Andrzej Jan Weber). Będąc wówczas asystentem na Politechnice Lwowskiej, Jan Weber – wraz z prof. Sochackim – skonstruował pierwszy polski samolot, tzw. samolot Webera-Sochackiego, który został wystawiony na Pierwszej Wystawie Awiatycznej we Lwowie. Leonard Weber brał udział w pracach montażowych, a na ogłoszony konkurs zgłosił afisz reklamujący wystawę. Jego projekt wygrał konkurs i afisz został rozklejony na murach Lwowa. Pierwszy lot samolotu Webera i Sochackiego, przeprowadzony w 1911 r. na Błoniach Janowskich pod Lwowem, zakończył się katastrofą. Po wzbiciu się na wysokość około 30 m, w niewyjaśnionych okolicznościach samolot obniżył lot i rozbił się na drzewie. Przewieziony do hangaru został ostateczne zniszczony zimą, gdy pod ciężarem nagromadzonego śniegu, załamał się dach.

Jeszcze w domu rodzinnym nasłuchał się opowieści swojego ojca o kampanii wojennej we Włoszech i od lat dziecięcych pragnął poznać ten kraj. Mając głowę pełną wizji wyrobionych na podstawie obrazów Siemiradzkiego, a także marzeń o malowaniu i projektowaniu, postanowił kontynuować edukację na studiach we Włoszech. Nie znając języka włoskiego, w czerwcu 1911 r. wybrał się w podróż do Włoch, gdzie zamieszkał w Mediolanie. Postanowił szybko nauczyć się języka i rozpocząć studia. Po trzech miesiącach intensywnej nauki języka włoskiego zdał egzamin wstępny i został przyjęty na Politechnikę Mediolańską na studia architektoniczne. W trakcie pobytu we Włoszech, wciąż ciekawy świata, wiele podróżował. W trakcie tych podróży i krótkich wypadów do Szwajcarii, nawiązał ścisłe kontakty z tamtejszymi pszczelarzami – naukowcami i praktykami. Niektóre z tych wydarzeń opisał w pamiętniku.
Wakacje 1911 i 1912 r. spędzałem w Szwajcarii, w kantonie tossyńskim (Ticino), w uroczej miejscowości Cassarate, tuż przy Lugano, leżącym nad prześlicznym jeziorem tejże samej nazwy. Wkrótce po przybyciu, podczas jednej z dalekich przechadzek zobaczyłem pasiekę składającą się z kilkudziesięciu pni; ucieszyłem się widokiem tych uli, wszedłem przez furtkę do ogrodu, gdzie zastałem właściciela pszczół, nazwiskiem Giolardoni, z którym z miejsca nawiązałem bliższą znajomość; zdaje się, że był to bardzo ważny moment w moim życiu pszczelarskim, bo po raz pierwszy zobaczyłem ule dadanowskie, pasiekę nowocześnie prowadzoną i należyty sprzęt. Jakże inny świat pszczelarski, jak zasadniczo różniący się od naszego polskiego, zwłaszcza podolskiego, jakie postępowe metody gospodarki pasiecznej (już wtedy prowadzono w Szwajcarii hodowlę selektywną matek pszczelich).

Podczas pobytu we Włoszech uczęszczał na kursy i praktyki w znanych pszczelarskich instytutach badawczych, gdzie poprzez zaznajomienie się z najnowocześniejszym pszczelarstwem dalej rozwijał swoje zamiłowanie w tym kierunku.

Jesienią 1912 r. musiał przerwać studia ze względu na wezwanie do stawienia się w austriackiej armii. Wrócił do kraju, gdzie został powołany do odbycia służby wojskowej w 2 pułku piechoty w Starym Sączu. Po zwolnieniu z wojska przyjechał do domu rodziców, którzy w tym czasie, po kolejnej zmianie miejsca zamieszkania, osiedli w okolicy Łącka, koło Starego Sącza. Tak zastał go wybuch I wojny światowej. Przyjechał do Lwowa, gdzie zaciągnął się do Legionów Polskich. Zostały one wkrótce rozwiązane i został wcielony do armii austriackiej, w której początkowo prowadził pocztę pułkową w Krakowie. Również w tym okresie nie słabło jego zainteresowanie pszczelarstwem. Tak się złożyło, – jak wspominał – że gdy przebywałem w koszarach wojskowych w Krakowie, wpadł mi do ręki podręcznik pszczelarski Brzóski, który pilnie przejrzałem kilkakrotnie i bardzo się nim zainteresowałem. Po roku przydzielono go do oddziału inspekcji grobów wojennych w Przemyślu, a następnie w Starym Samborze. Do obowiązków jego należało wynajdywanie miejsc bitewnych, projektowanie cmentarzy i pomników wojennych oraz ich budowanie przy pomocy grupy jeńców włoskich i rosyjskich. Mieszkając w Starym Samborze zbudował sobie dwa ule bliźniaki dadanowskie, w których zaczął gospodarowanie.

Po zakończeniu wojny, jesienią 1918 r. przyjechał do Lwowa, gdzie został zatrudniony jako kierownik techniczny w, zorganizowanych przez jego brata Janka, Państwowych Zakładach Obróbki Drzewa w Persenkówce. W tych położonych pod Lwowem zakładach zajmował się budową drewnianych domów mieszkalnych. Niedługo później brat Janek został powołany na stanowisko wiceministra robót publicznych, a Leonard Weber powrócił do największego zamiłowania swojego życia – do hodowli pszczół. W Persenkówce założył własną pasiekę, która początkowo liczyła 20 pni, a wkrótce została rozmnożona do 40 rodzin pszczelich. Nieznany na arenie pszczelarskiej jeszcze w 1919 roku, w błyskawicznym tempie dał się poznać jako zdolny organizator, organizując środowisko pszczelarskie Lwowa oraz prowadząc liczne kursy pszczelarskie. Rozpoczął intensywną działalność publikacyjną, pisząc liczne książki. W 1920 roku ukazał się jego autorstwa popularny później podręcznik „Hodowla pszczół”. Publikacja ta, o pełnym tytule „Hodowla pszczół według nowoczesnych zasad pszczelarstwa z szczególnym uwzględnieniem gospodarki w ulach amerykańskich czyli nadstawkowych” doczekała się czterech wydań. W tym liczącym 360 stron podręczniku, zaopatrzonym w liczne ilustracje, Leonard Weber opisał nowoczesne zasady pszczelnictwa, propagując ule nadstawkowe, co na owe czasy było rewolucyjną zmianą w polskiej gospodarce pasiecznej.
Jesienią 1920 roku został redaktorem „Bartnika Postępowego” – najstarszego w Polsce fachowego miesięcznika pszczelarskiego. Pełnił jednocześnie wiele innych funkcji: był inspektorem pszczelarstwa Lwowskiej Izby Rolniczej, a następnie Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego, a w okresie 1921-1939 pełnił funkcje sekretarza Zarządu Małopolskiego Związku Pszczelniczego, organizował liczne kursy pszczelarskie, wystawy rolnicze i ogrodniczo-pszczelarskie, był też zapraszany do różnych miast z prelekcjami. Nawiązywał i utrzymywał żywe kontakty z producentami sprzętu pszczelarskiego, np. z Antonim Lankoffem, którego udało mu się ściągnąć z Kielc do Lwowa, gdzie założył fabrykę narzędzi pszczelarskich. Organizował spółdzielnie pszczelarskie oraz dążył do utworzenia organizacji hodowców pszczół. W 1921 r. w Warszawie przewodniczył pierwszemu zjazdowi pszczelarzy. Postanowiono wówczas zorganizować Ogólnopolskie Stowarzyszenie Hodowców Pszczół, z którego wyłonił się Naczelny Związek Pszczelarzy w Warszawie. Brał udział w organizacji pierwszego ogólnopolskiego kongresu pszczelarskiego, który odbył się w 1925 r we Lwowie. Uczestniczyło w nim około 400 delegatów z wszystkich dzielnic Polski.
W 1922 r. był delegowany przez Ministerstwo Rolnictwa na IV Międzynarodowy Kongres Pszczelarski w Marsylii, w charakterze oficjalnego reprezentanta Polski. W tym czasie w Marsylii odbywała się wystawa kolonialna, a Leonard Weber udział w tej dużej imprezie wspominał w swoim pamiętniku następująco.
Zebrania delegatów Kongresu odbywały się w recepcyjnej sali głównego pawilonu wystawowego, gdzie poznałem wielu wybitnych uczestników zjazdu z różnych krajów. Znajomość kilku języków ułatwiała mi porozumiewanie się, a mogłem zauważyć, że do mnie, jako delegata Polski, która niedawno co powstała, odnoszono się bardzo życzliwie. Wypytywano mnie o stosunki panujące w nowej Polsce, ciekawili się, zwłaszcza francuscy pszczelarze, stanem naszego pszczelarstwa, sprzętem pasiecznym i metodami gospodarki pasiecznej. Zapoznałem się z wybitnym naukowcem pszczelarskim, docentem dr Morgenthalerem ze Szwjcarii, dalej dr Silvestrim z Neapolu, który był kierownikiem Instytutu Rolniczego w Portici, dalej z redaktorami różnych czasopism pszczelarskich, zwłaszcza bardzo serdeczny kontakt nawiązali ze mną bracia Alfendery, obaj redaktorzy miesięcznika „La Gazette Apicol”, z którymi zetknąłem się ponownie po 36 latach niewidzenia na XVIII z rzędu Międzynarodowycm Kongresie Pszczelarskim w Rzymie.

W okresie międzywojennym uczestniczył w międzynarodowych konferencjach pszczelarskich i wystawach w Turynie, Pradze i Paryżu. Wystawiał też swoje eksponaty i prezentował osiągnięcia, za które otrzymywał wyróżnienia i medale, nie tylko od polskiego, ale też i czeskiego Ministerstwa Rolnictwa. Nawiązane znajomości i zdobyte doświadczenie zaowocowało profesjonalnym, wręcz wzorcowym prowadzeniem „Bartnika Postępowego”. Wszystkie te bardzo absorbujące czas i siły zajęcia, liczne wyjazdy i ogromna korespondencja, nie przeszkadzały mu w przygotowywaniu do każdego niemal numeru tego czasopisma własnych, obszernych nieraz artykułów. Przekazywał w nich najbardziej aktualne nowinki i osiągnięcia pszczelarstwa na świecie. Zawsze leżał mu na sercu rozwój nowoczesnej gospodarki pasiecznej. Służył pomocą, szkolił i doradzał. Redaktorem „Bartnika Postępowego” był do wybuchu II wojny światowej.

Od roku 1924 prowadził zajęcia z zakresu pszczelarstwa dla studentów lwowskiej Akademii Medycyny Weterynaryjnej oraz w elitarnej Szkole Gospodarczej w Snopkowie pod Lwowem (Prywatny Instytut Gospodarczego Kształcenia Kobiet), gdzie poznał swoją przyszłą żonę. Prowadził też zajęcia na Politechnice Lwowskiej w Dublanach. Wędrując po Karpatach Wschodnich został zauroczony mało skażoną przez człowieka naturą tych dzikich gór. Zwrócił uwagę na … szczególną miododajność tych okolic; kwieciste łąki, olbrzymie połacie zrębów o przebogatym podszyciu malin, ożyn, wierzbówki, od której różowią się całe stoki górskie… Z tego powodu zdecydował się przenieść swoją pasiekę z Persenkówki pod Lwowem w okolice Jaremcza, w odległych Gorganach. W pasiece tej w okresie wakacyjnym odbywali praktyki i zdobywali wiedzę praktyczną studenci wydziału Rolno-Lasowego Politechniki Lwowskiej. Leonard Weber chętnie spędzał tam każdą wolną chwilę … wchłaniając żywiczne powietrze i delektując się widokiem bezkresnej dali sino-zielonych łagodnych szczytów górskich… Pomimo surowego kontynentalnego klimatu tych stron, nawet w czasie śnieżnych zim można było tam zażywać kąpieli słonecznych. W Jaremczu zaznajomił się z pszczelarzem i lekarzem – dr Józefem Matuszewskim, z którym już po II wojnie światowej, spotkał się znowu na Dolnym Śląsku i nawiązł ścisła współpracę.

W okresie międzywojennym, oprócz autorstwa kilku podręczników oraz licznych artykułów, tłumaczył też publikacje pszczelarskie z angielskiego, francuskiego i włoskiego. Między innymi, w 1934 r. nakładem Bartnika Postępowego, ukazała się książka autorstwa W.L. Langstrotha i K. Dadanta ‘”Pszczoła i ul”, przełożona z francuskiego wraz z ks. W. Kranowskim i uzupełniona wiadomościami o polskim pszczelnictwie.

Wybuch II wojny światowej spowodował zawieszenie działalności związkowej pszczelarzy i wydawanie „Bartnika Postępowego”, ale Leonard Weber nie rozstał się z pszczołami i zajęciami dydaktycznymi. Po latach wspominał ten okres następująco.
Pracowałem nadal w Akademii Weterynaryjnej w charakterze wykładowcy i kierownika Zakładu Hodowli Pszczół, założyłem doświadczalną pasiekę zakładową, która została ulokowana na terenie majątku uczelnianego w Majerówce, dokąd dochodziłem pieszo niemal codziennie z naszej uczelni.
Niemcy tolerowali istnienie Akademii i pasieki, ponieważ potrzebne im były produkty pszczele, jak również specjaliści z dziedziny medycyny weterynaryjnej w majątkach przez nich administrowanych. W okresie tym L. Weber rozpoczął prace nad wydaniem dzieła J. Lubienieckiego „Nauka dla pszczelników”, po dostosowaniu do zasad nowoczesnej hodowli pszczół, jak głosił podtytuł. Książka ta ukazała się we Lwowie w 1944 roku, zaraz po ustąpieniu Niemców.

Wyzwolenie spod okupacji niemieckiej przyniosło rozczarowanie i gorycz oraz dylemat: albo pozostanie w ukochanym mieście okupowanym przez władzę radziecką albo wyruszenie w nieznany świat na odzyskane ziemie zachodnie. Po ogłoszeniu – zgodnie z wolą zwycięzców – tak zwanej repatriacji, polska kadra naukowo-dydaktyczna lwowskiej Akademii Medycyny Weterynaryjnej postanowiła opuścić Lwów i osiedlić się we Wrocławiu, tworząc tutaj podwaliny wrocławskiej weterynarii. Leonard Weber, jako jeden z pionierów, przyjechał do Wrocławia w 1945 roku, gdzie włączył się w prace związane z organizacją nowej uczelni. Na utworzonym w listopadzie tego roku Wydziale Weterynarii Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu, jako adiunkt, przy pomocy asystenta Rudolfa Niemczuka, zorganizował Katedrę Hodowli i Chorób Pszczół, którą kierował w latach 1945 – 1951. Gdy w 1951 r. z Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu wyodrębniła się Wyższa Szkoła Rolnicza we Wrocławiu (obecnie Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu), na utworzonym wówczas Wydziale Zootechnicznym objął kierownictwo Zakładu Hodowli Pszczół. Kierował nim, w charakterze zastępcy profesora, do przejścia na emeryturę w 1961 r. W trakcie pracy na WSR koncentrował się na badaniach związanych z selekcją i hodowlą matek pszczelich, a w późniejszym okresie z pozyskiwaniem mleczka pszczelego. W dalszym ciągu rozwijał swoje liczne kontakty z zagranicznymi placówkami badawczymi. Zwłaszcza blisko współpracował z Zakładem Selekcji i Hodowli Matek Pszczelich w Castel san Pietro koło Bolonii we Włoszech, a z właścicielem zakładu – Gaetano Piana – utrzymywał przyjacielskie stosunki przez wiele lat, także jeszcze po przejściu na emeryturę.

Profesor Weber cieszył się wielkim autorytetem i szacunkiem wśród studentów, którzy lubili i cenili jego zajęcia. Nigdy nie były one nudne, a wykłady nie sprowadzały się do odczytywania tekstów z podręczników. Był cenionym i lubianym wykładowcą, przede wszystkim dlatego, że pszczelarstwo było jego życiową pasją, którą potrafił zarażać młodsze pokolenie. Miał olbrzymią wiedzę i potrafił ją w ciekawy sposób przekazywać. Sprawiało to, że jego wykłady cieszyły się olbrzymim uznaniem wśród słuchaczy, nie tylko na zajęciach akademickich, ale także na prelekcjach i wykładach prowadzonych na konferencjach naukowych.

W pierwszych latach po przyjeździe do powojennego Wrocławia, oprócz działalności uczelnianej, prowadził bardzo aktywną działalność upowszechniającą i organizacyjną. Wraz z innymi repatriantami włączył się w ratowanie pasiek, którym udało się przetrwać wojenną zawieruchę. Skupiał wokół siebie wielu pszczelarzy którym pomagał w odbudowie pasiek. Założył we Wrocławiu pasiekę Katedry Hodowli Pszczół, a także własną przydomową pasiekę, którą zajmował się przez wiele lat. W latach siedemdziesiątych, przekazał ją synowi Łukaszowi, który w tym czasie był instruktorem pszczelarstwa w Bieszczadach. Organizował pszczelarzy Dolnego Śląska i przy jego znacznym wkładzie pracy już w 1946 roku we Wrocławiu powstał Wojewódzki Związek Pszczelarzy. Na pierwszym organizacyjnym zebraniu 28 lutego został wybrany na prezesa tej organizacji. W tym samym roku w Byczeniu koło Kamieńca Ząbkowickiego, staraniem Piotra Wernera – osadnika przybyłego z Tarnopola – powstało Liceum Rolniczo-Pszczelarskie, przemianowane później w Technikum Rolniczo-Pszczelarskie. W związku z ciężką chorobą założyciela, który nie był w stanie kontynuować rozpoczętego dzieła, jeszcze w tym samym roku Leonard Weber zgodził się przejąć jego obowiązki i został dyrektorem Technikum, kierując tą placówką do 1953 r. Równocześnie był organizatorem wielu kursów pszczelarskich, jeździł też na liczne odczyty oraz prelekcje dla hodowców pszczół, zarówno na terenie Dolnego Śląska, jak też w Bydgoszczy, Toruniu, Warszawie, Skierniewicach, Lublinie, Krakowie, Tarnowie, Katowicach i Opolu.

Do najwybitniejszych osiągnięć profesora Webera należy zaliczyć niewątpliwie badania nad produkcją mleczka pszczelego. Tym znanym już w starożytnej Grecji produktem pszczelim o wybitnych właściwościach przeciwbakteryjnych, przez wielu zwanym eliksirem młodości i środkiem na zachowanie witalności przez długie lata, zajmował się w ostatnich latach swojej pracy zawodowej. Wyniki badań prezentował na XVII Międzynarodowym Kongresie Pszczelarskim w Rzymie w 1958 roku. Samotnie przezwyciężając rozliczne trudności, jako pierwszy w Polsce propagował produkcję mleczka pszczelego, podkreślając jego lecznicze właściwości. W latach pięćdziesiątych zainteresował tym zagadnieniem wspomnianego wcześniej naczelnego lekarza zdrojowego w Polanicy-Zdroju – dr Jana Matuszewskiego. Ten znany lekarz i pszczelarz stał się prekursorem stosowania w Polsce mleczka pszczelego w lecznictwie. Stosował on przez wiele lat ten produkt pszczół w leczeniu i rehabilitacji pacjentów. Między innymi, podawał on tę substancję pacjentom z niektórymi chorobami nerek i otrzymywał korzystne wyniki. Stwierdzał też, że u diabetyków obniża się poziom cukru we krwi o 33%, bez stosowania specjalnej diety. Badania w stosowaniu mleczka pszczelego w schorzeniach nowotworowych dostarczyły mu cennych spostrzeżeń; u chorych w początkowym stadium następowało wyraźne zahamowanie rozwoju choroby. Doniesienia te spowodowały w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku wybuch ”mleczkoterapii”. Mleczko pszczele aplikowano niemowlętom, dzieciom, starcom, we wszystkich przypadkach chorobowych. Euforię tę podniecały doniesienia badań klinicznych w innych krajach: we Francji, Włoszech a szczególnie w Japonii. W tym ostatnim kraju przeprowadzono badania nad zwalczaniem choroby popromiennej po wybuchu bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki oraz nad wpływem mleczka na sprawność umysłową. Studenci korzystający z kuracji mleczkiem osiągali znacznie lepsze wyniki na egzaminach niż grupy kontrolne. Reklamowano ten produkt pszczeli jako cudowny lek na wszystko. To spowodowało, że pszczelarze rozpoczęli produkcję mleczka na szeroką skalę. W Polsce szczyt produkcji mleczka wystąpił w latach 1958 – 1959. Przesadny rozgłos wokół niezwykłych właściwości „królewskiego pokarmu” podważył jednak zaufanie do tego produktu. W 1957 roku profesor Leonard Weber mówił dziennikarce „Słowa Polskiego” – Niech pani koniecznie ostrzeże ludzi, żeby nie kupowali mleczka pszczelego od pokątnych handlarzy z placu Nankiera, no i żeby nie dawali się nabrać na ogłoszenia w rodzaju: „Każdą ilość mleczka pszczelego dostarczę”. Zauważył on, że spryciarze wyłudzają od chorych ludzi duże pieniądze za podrabiane mleczko pszczele, sprzedając je litrami, podczas gdy z jednego pnia można uzyskać zaledwie 150 gramów. Jak ono smakuje i wygląda, wiedzą tylko prawdziwi pszczelarze – tłumaczył naukowiec. Wkrótce ceny mleczka gwałtownie spadły i w rezultacie w Polsce nie było na nie zbytu.

Leonard Weber był samoukiem i nie posiadał studiów rolniczych, jednak był niekwestionowanym autorytetem w zakresie pszczelarstwa. Jego pozycja naukowa została ugruntowana wydaniem wspólnie z T. Wawrynem w 1956 r. monografii „Selekcja i wychów matek pszczelich”, na podstawie której uzyskał tytuł inżyniera rolnika. Praca ta, formalnie inżynierska, w oczach specjalistów miała rangę pracy habilitacyjnej. W jego dorobku publikacyjnym, obok udziału w pracy zbiorowej „Pszczelarstwo”, wydanej w Warszawie w 1951 r., ważną pozycję zajmuje książka „Pszczoły i ich produkty” (Wrocław 1959). W karierze naukowej przeszkadzał mu brak oficjalnego tytułu w zakresie nauk rolniczych, jednak niekwestionowany bogaty dorobek naukowy sprawił, że we wrocławskiej uczelni był zatrudniony na stanowisku zastępcy profesora.

Profesor Leonard Weber jest niewątpliwie jedną z najwybitniejszych postaci, jakie miało pszczelarstwo i Małopolski Związek Pszczelniczy we Lwowie, a następnie Wrocław i pszczelarze Dolnego Śląska. Wciąż pełen zapału, chętnie dzielił się swoim doświadczeniem z pszczelarzami, między innymi udzielając wywiadów w codziennych gazetach i Polskim Radio, niezmiennie propagując zalety pszczół i ich produktów, zwłaszcza mleczka pszczelego. Wspomagał pszczelarzy wywożących pasieki na pożytki wrzosowe w okolice Bolesławca i Żagania, służąc im radą i dzieląc się swoim bogatym doświadczeniem. Był z honorami przyjmowany przez pszczelarzy z całego Dolnego Śląska jak też innych rejonów Polski.
Leonard Weber do końca swych dni był gorącym propagatorem pszczelarstwa i zajmował się hodowlą pszczół. Jak wspominał w 1986 r. Leon Karłowicz w nr 4 Pszczelarstwa: Wystarczyło, że rozmowa zeszła na tematy dotyczące pszczelarstwa, a w dawnego redaktora „Bartnika” wstępowało nagle nowe życie: oczy nabierały blasku, twarz ożywiała się i osiemdziesięcioparoletni człowiek zmieniał się nagle w młodego. Rozmowa na ten temat mogłaby trwać godzinami i profesorowi wystarczyłoby sił i chęci na roztrząsanie najbardziej zawiłych zagadnień z tej dziedziny. I czuło się nieodzowną chęć przekazywania doświadczeń. Nie każdy to potrafi.

Lista publikacji Leonarda Webera jest niemała. Oprócz wielkiej ilości artykułów w czasopismach fachowych, byłt autorem następujących książek: „Ule nadstawkowe czyli amerykańskie. Dokładny opis, sposób wyrobu i manipulacya pniem” (Kraków, 1919); „Hodowla pszczół według nowoczesnych zasad pszczelnictwa z szczególnym uwzględnieniem gospodarki w ulach amerykańskich czyli nadstawkowych” (Lwów 1920, wydanie IV Lwów 1944); „Wyrób miodów pitnych. Praktyczne wskazówki sycenia miodów pitnych oraz win miodowo-owocowych” (Lwów 1920); „Całoroczna gospodarka w pasiece. Encyklopedia pszczelnictwa” (Lwów 1923); „Wyrób win i miodów pitnych” (Lwów–Warszawa 1927); „Jak zbudować najtańszy i najprostszy ul i jak w nim gospodarować” (Lwów 1925); ”Pasieka. Ilustrowany podręcznik o hodowli pszczół dla zysku ze szczególnym uwzględnieniem gospodarki w ulu składanym” (Lwów 1925) – podręcznik nagrodzony Dużym Srebrnym Medalem Ministra Rolnictwa na I Ogólnopolskiej Wystawie Pszczelniczej we Lwowie; „Ul składany, konstrukcja ula i całoroczna gospodarka w nim” (Wrocław 1950); „Selekcja i wychów matek pszczelich” (Warszawa 1956) – współautorstwo wraz z T. Wawrynem; „Pszczoły i ich produkty” (Wrocław 1959).

Kierując się wzniosłą ideą nieustannego dążenia do poznania prawdy, stale poszerzał swoje horyzonty, a przy tym miał szeroki wachlarz zainteresowań. Jako samouk studiował astronomię i była to jego kolejna pasja. Był aktywnym działaczem wrocławskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii, gdzie współpracował ze znanymi autorytetami z tej dziedziny wiedzy, między innymi z profesorem Eugeniuszem Rybką oraz dr Janem Mergentalerem. Urządził we Wrocławiu planetarium, początkowo funkcjonujące w jednym z bocznych pomieszczeń obecnej Hali Stlecia, a później w obiekcie Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii na Wzgórzu Partyzantów. Był realizatorem powstałej jeszcze w latach przedwojennych idei posługiwania się aparaturą projekcyjną dla celów dydaktycznych i popularyzacji astronomii i skonstruował pierwszą w Polsce aparaturę przenośną do rzutowania obrazu nieba na płaski ekran. Z tym małym, przenośnym planetarium jeździł na liczne prelekcje do wielu miejscowości Dolnego Śląska. Opracował obrotową mapę nieba „Procesarium”, rozpowszechnioną w czasopiśmie „Urania” oraz ułożył kalendarz wieczny, wykorzystany przez miesięcznik „Problemy”. Zdawał sobie doskonale sprawę z trudności, na jakie trafiają ludzie nie znający języków obcych. Był poliglotą, znał język niemiecki, włoski, francuski i angielski. Jego pragnieniem było przełamywanie barier językowych, toteż propagował języki międzynarodowe – IDO i esperanto, dla którego opracował podręcznik. Był miłośnikiem starych zegarów i z wielkim zamiłowaniem konstruował ścienne czasomierze. Pisał artykuły popularno-naukowe publikowane w takich czasopismach jak „Problemy”, „Wiedza i Życie”, „Dziennik Zachodni”. Współpracował z Muzeum NOT w Warszawie.

Za wybitne zasługi dla rozwoju pszczelarstwa ten wybitny wychowawca wielu pokoleń pszczelarzy otrzymał wiele medali, nagród i wyróżnień. Pszczelarze Dolnego Śląska przyznali mu tytuł Honorowego Członka Związku Pszczelarzy. Za swoją niestrudzoną pracę zawodową i społeczną profesor Leonard Weber został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Medalem Kopernikowskim, Złotą Odznaką PTMA, Odznaką Zasłużony Działacz Kultury oraz wieloma odznaczeniami resortowymi.
-------------
https://apis-polonia.eu/profesor-leonard-weber-1889-1975/

Ale historia ma dalszy ciąg. Zamiłowanie do pszczół przekazał synowi Łukaszowi, który w 1992 roku, wraz z żoną Bogusławą założył firmę BARTNIK WROCŁAWSKI. Firma działa do dzisiaj i sprzedaje artykuły zarówno w internecie, sklepie stacjonarnym, jak i w stylowym kiosku przy Moście Piaskowym we Wrocławiu. Wygląda niepozornie, a jest dzisiejszym świadkiem wielkiej historii polskiego pszczelarstwa. 

Moim zdaniem jest to jedna z takich optymistycznych, których nam trochę w dzisiejszych czasach brakuje. 

 

 

kvxR3V5.png

 

https://www.google.pl/maps/@51.1131831,17.0392974,3a,54.1y,17.98h,91.63t/data=!3m6!1e1!3m4!1sWdopohUXH8IGi3JGoqYlzg!2e0!7i13312!8i6656?hl=pl

 

 

 

Edited by michal79
  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

8 godzin temu, michal79 napisał:

Dla tych, co "khe, khe, muszę ograniczyć pasiekę do 10 uli, niedługo mi 70tka stuknie, khe, khe"

W moim kole był pan Marian , który miał 92 lata i około 130pni .
Kiedyś chciałem od niego odkupić kilka uli z pszczołami , bo Prezes powiedział , że Marian na pewno część sprzeda .
Zajeżdżam a p. Marian rąbie na podwórku drewno .
Przed nim już porąbana kupka , że wóz by załadował .
Pytam o ule i pszczoły,  a Gospodarz na to .

Cytat

Eeeee . Na razie je jeszcze ogarniam . Więc na razie jeszcze nie .


Pokolenie , które przeżyło wojnę , to twardzi ludzie .
Nie to co teraz ... Ledwie 50 minie i już człowiek nie może się  rano zwlec z łóżka .
I to chyba nie tylko wina covida !?

  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

To podobna sytuacja do mojej. 

Syn pszczelarza znajomy powiedział że ojciec chce sprzedać połowę pasieki, wraz z kolegą chętni pozyskaniem rodzin niewiele myśląc udaliśmy się do ww Pana. Zapytaliśmy czy ma pszczoły na handel bo syn powiedział że chce je spieniezyc bo już nie to zdrowie co kiedyś, pan rozejrzał się po pasiece i mówi że szkoda sprzedawać, i może na razie by sprzedał ale same ule, a resztę zostawil:D Niepocieszeni wróciliśmy do domu:D

  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

3 minuty temu, piotrpodhale napisał:

Wszystko zależy od zdrowia jakie komu dopisuje w danym wieku i oczywiście podejścia do pszczół. Jeżeli ktoś stawia na ilość pni w pasiece, a nie potrafi doglądnąć połowy z tego to co tu komentować i czym się jarać.....   

Zmieniają się też pożytki i sposób zagospodarowania pól co czasem  zwyczajnie wymusza zwianie skrzydeł. Nie zawsze więcej uli to więcej miodu , ale zawsze więcej pracy. Jestem na etapie porządkowania gospodarki. Likwiduję ule warszawskie i dadanty na rzecz 1/2 dadant.   Opanowałem  przy tym technologię robienia odkładów warszawskich i tym bardziej Dadant 1/1 na korpusach 1/2 więc nikt nic nie straci.

Druga pasieczka jest na skraju miasta i miodu nie daje wiele , ale za to jest to doskonałej jakości miód leśny , cudowna spadź świerkowa z dodatkiem  leśnych nektarów. Nigdy rzepaku. Mistrzostwo  świata w moich warunkach. Dużo nawłoci , ale za słabo nektaruje żebym się kusił . Zostawiam pszczołom - moim zdaniem to doskonała zimowla. Nie ma w tym wiele sensu ekonomicznego bo na wiosce mam niemal 2x tyle miodu z ula, ale to oprócz zupełnie innego miodu doskonały punkt kopulacyjny :) oparty o krainke Lutkiewicza . Różne są ludzkie motywacje i nie nam je oceniać. Ja zamierzam pszczelarzyć do ostatnich dni :) bo mam ku temu doskonałe warunki lokalizacyjne i od nikogo nie zależę .  Może przeniosę się na wioskę jak już przestanę pracować ?  Wtedy mogę spełnić marzenie posiadania ula w sypialni :) Mam altankę i tam zawsze planowałem zrobić "spanie na pszczołach" , ale jakoś nie mogę się zmobilizować. Zawsze czasu brakuje .... Może po prostu wstawię tam 2 warszawiaki i siatkę od góry zamiast daszka ?

  • Lubię 4
Link to comment
Share on other sites

19 minut temu, piotrpodhale napisał:

Wszystko zależy od zdrowia jakie komu dopisuje w danym wieku i oczywiście podejścia do pszczół. Jeżeli ktoś stawia na ilość pni w pasiece, a nie potrafi doglądnąć połowy z tego to co tu komentować i czym się jarać.....

Kupiłem dwie rodziny od takiego człowieka. W dniu gdy byłem po pszczoły facet właśnie wzywał do siebie karetkę. Niby syn mu przy tych pszczołach pomagał ale moim zdaniem:

1- ule w większości do remontu

2- rodziny to kundelki nie selekcjonowane wg mnie od dawna pod żadnym kątem. Jedne złośliwe, drugie rojliwe.

Wg mnie sprzedawał je za późno.

Oczywiście są ludzie- okazy zdrowia co to mogą pewnie kilkadziesiąt pni prowadzić mając lat 80+. Sam współpracowałem do niedawna z facetem, który w tym roku zamknął firmę, mając lat 83. Zatrudniał do końca kilku ludzi, parę razy w miesiącu jeździł do Szczecina i Rzeszowa z Warszawy. Prowadził samochód pewnie, nie stwarzał zagrożenia.

Link to comment
Share on other sites

8 minut temu, manio napisał:

Nie ma w tym wiele sensu ekonomicznego bo na wiosce mam niemal 2x tyle miodu z ula, ale to oprócz zupełnie innego miodu doskonały punkt kopulacyjny

  Mam niemal  zupełnie odwrotną sytuację. Od pszczół na wsi,  przeliczając na jeden ul mam mniej miodu niż od pszczół "podmiejskich". Inna sprawa, koło domu w tym roku ładnie akacja dała miód i być może dzięki temu taka sytuacja. Na wsi miód głownie wiosenny, wierzba, kruszyna, szakłak i klony. Potem to już tylko bardzo silne rodziny trochę doniosły.  No i od kiedy sąsiad postawił cztery ule z "szatanami" wg jego żony, to unasieniał pewnie będę pod domem. Okazuje się, że mam koło domu sporo pszczelarzy i z rozmów w lokalnym sklepie pszczelarskim wynoszę, że raczej selekcjonują to co mają...

Link to comment
Share on other sites

16 minut temu, gajowy napisał:

Od pszczół na wsi,  przeliczając na jeden ul mam mniej miodu niż od pszczół "podmiejskich".

u mnie na wsi mocne gleby III i IV klasy , a w mieście piaski VI klasy i bagna w lesie ( świerki to lubią). Do tego wokół pasieki cztery jeziora więc przysłowiowe piaski ,  laski i karaski. Ale mimo to mam do tego miejsca duży sentyment i jest ono źródłem wielu ciekawych efektów. Siłą rzeczy jeśli będę się zwijał to w pierwszej kolejności padnie na miody miejsko-leśno -cmentarne :) Ten ostatni człon słaby marketingowo :) , więc się nim nie chwalę, ale to piękne , przedwojenne i nektarujące bogato lipy drobnolistne . Mało tego , miasto wróciło do sadzenia lip , które latami bez litości wycinano. Kiedyś na pewnym forum miejskim skrytykowałem sadzenie obcych gatunkowo iglaków i zaproponowałem posadzenie 100 lip na 100 lat niepodległości. Wyobraźcie sobie że podjęto ten pomysł ( z opóźnieniem) i jest plan posadzenie 100 lip !!! Miejsce się tez nazywa niezwyczajnie : Górka Jerozolimska . Może doczekam miodu ze "swojego" lasu lipowego ? Sadzą takie duże lipy , wiec to realne :0)

Edited by manio
  • Lubię 2
Link to comment
Share on other sites

6 godzin temu, manio napisał:

Może doczekam miodu ze "swojego" lasu lipowego ? Sadzą takie duże lipy , wiec to realne :0)

Darz miód ? Ja na lipy położyłem lachę , nie pamiętam już kiedy miałem ostatni raz miód lipowy taki z większa zawartością lipy , o zapachu lipowego miodu i zielonkawym kolorze pod światło , chociaż lip u mnie sporo , ale ostatnie prawie nie nektarują , albo jedna na trzy lipy  kwitnie i to te co kwitną to parę dni albo jest susza i po ptokach. W to miejsce pszczoły oblatują chabry i nadrzeczne rośliny z podmokłych terenów  i noszą spadź ale też w umiarkowanych ilościach w lipcu.

 

  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

8 godzin temu, Robi_Robson napisał:

Pokolenie , które przeżyło wojnę , to twardzi ludzie .
Nie to co teraz ... Ledwie 50 minie i już człowiek nie może się  rano zwlec z łóżka .
I to chyba nie tylko wina covida !?

Racja. 

Jeszcze kilku ludzi zyje w wiosce z pokolenia mojego dziadka. Czyli wiek od 85-95 lat. 

W tym roku zmarło w wiosce 20 osób. 

W tym 15 osób śmierć poniosły w wieku 60-69 lat. Przeważnie rak jelita, rąk płuc, rak trzustki wylew, udar. Dwie osoby w wieku podeszłym czyli 91 i 92 lata. 

Mówi się, winę za śmierć w wieku tuż przedemerytalnym lub trochę ponosi Czarnobyl lub chemia, ooryski i nawozy z PGRu. Większość tych zmarłych osób pracowała całe życie w PGR. 

 

Link to comment
Share on other sites

2 godziny temu, Krzychu napisał:

W tym roku zmarło w wiosce 20 osób. 

W tym 15 osób śmierć poniosły w wieku 60-69 lat. Przeważnie rak jelita, rąk płuc, rak trzustki wylew, udar. Dwie osoby w wieku podeszłym czyli 91 i 92 lata. 

Mówi się, winę za śmierć w wieku tuż przedemerytalnym lub trochę ponosi Czarnobyl lub chemia, ooryski i nawozy z PGRu. Większość tych zmarłych osób pracowała całe życie w PGR. 

 przykre ale naturalne

zszokowany tylko jestem że nie mówisz że to wina covid i że im wpisano że na te dolegliwości pomarli

Link to comment
Share on other sites

11 minut temu, mirek. napisał:

 przykre ale naturalne

zszokowany tylko jestem że nie mówisz że to wina covid i że im wpisano że na te dolegliwości pomarli

Przez covid zmarła jedna osoba. 80 letni pan, który podobno przechodził covida bezobjawowo podczas szczepienia 

Link to comment
Share on other sites

Mój dziadek z kolei stwierdził, że 2021 to był Jego finałowy sezon. 87 lat Mu stuknęło. Podarował mi 3 "potężne" rodziny (miał w sezonie 4, ale w jednej zginęła matka, ta wspominana wcześniej Kortówka). 

Zobaczymy, czy wytrzyma ;)

Link to comment
Share on other sites

W dniu 11.12.2021 o 16:20, Krzychu napisał:

W tym roku zmarło w wiosce 20 osób. 

W tym 15 osób śmierć poniosły w wieku 60-69 lat.
...
Dwie osoby w wieku podeszłym czyli 91 i 92 lata.

Bo młodzi dawno wynieśli się do miasta i tam umierają ! 

W moim popegeerowskim bloku 8-rodzinnym odkąd się do niego wprowadziłem ćwierć wieku temu temu zmarło zaledwie 5 osób.
Do tej pory umierali wyłącznie emeryci .
W tym miesiącu zmarł pierwszy znacznie młodszy sąsiad . . .   30-paro latek .
100% zgonów było z powodu nowotworów .

Jedna z sąsiadek całe życie przepracowała w PGR-ze . Chodziła przy świniach .
Już prawie 30 lat jest na emeryturze i wciąż żyje .
Ludzie , którzy pracowali w PGR-ach to najczęściej twardzi ludzie .
Pomijam tych co się zapili z braku perspektyw po prywatyzacjach .

Link to comment
Share on other sites

19 godzin temu, Robi_Robson napisał:

Ludzie , którzy pracowali w PGR-ach to najczęściej twardzi ludzie .
Pomijam tych co się zapili z braku perspektyw po prywatyzacjach .

To może też zależy w których latach pracowali w tych PGRach i przy czym. Bo tutaj dotyka tych co przy nawozach i opryskach latali... 

Jeden ostatnio zachorował na gruźlicę płuc. 64 lata ma. Do tej pory pracował w świniarni. Całe życie tam spędził 

Link to comment
Share on other sites

Wracamy do losów pana Leonarda Webera, red. nacz. "Bartnika Postępowego". W roku 1936 wspomina, że zbiór z jego pasieki w Jaremczu bardzo dobry, i że przybył mu duży sąsiad - pasieka przemysłowa założona przez Nadleśnictwo. 

W numerze wrzesień-październik mamy takie zdjęcie z terenu owego sąsiada. Opiekun pasieki państwowej, niejaki Werner, przegląda ul wraz z synem. Redaktor "Bartnika" komentuje, że trochę się w owym '36 przepszczeliło. I że trzeba doskonalić lokalną rasę pszczół wzorem Włochów.

1Fclhxl.png

 

mWjmHzu.png

 

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

Pan Weber i sąsiedzi spode Lwowa, część kolejna, rok 1937, sierpień. 

Pamiętacie zdjęcie szefa pasieki Lasów Państwowych, niejakiego Wernera z synkiem nad otwartym ulem? Niedługo przędło to państwowe przedsięwzięcie. 1935, 1936... a w 1937 już jej nie ma, jak się dowiadujemy z nr 7-8/1937 "Bartnika Postępowego". 

Pewnie też Nosema Apis...

Zv4oORT.png

 

Link to comment
Share on other sites

Powoli zbliżam się do wyczerpania zasobów "Bartnika Postępowego" Warmińsko Mazurskiej Biblioteki Cyfrowej. 

Ostatnio w numerach staram się zwracać uwagę na dwie rzeczy: relacje o pszczole lokalnej szarej, oraz losy przedsięwzięcia pana Webera, który planował w okolicach Jaremcza założyć trutowisko i hodować swoje lokalne matki, przystosowane do warunków wysokogórskich. 

Z dostępnych skrawków relacji udało się prześledzić, że spróbował jedno miejsce oddalone od pasiek, czy nie będzie tam już trutni do zapłodnienia młodej matki. Niestety stwierdził, że testowa matka się unasienniła, więc trzeba spróbować jeszcze bardziej oddaloną lokację. O ile się orientuję, następnego kroku nie wykonał, bo w Jaremczu pszczoły dopadła Nosema Apis, i ze stu kilkunastu pni ostało mu się 4. 

 

Dzisiaj w temacie pszczoły krajowej szarej, tekst i fotografia. W sumie powtórzenie poprzednich relacji "moje pszczoły są tu od niepamiętnych czasów, są szare". I fotka przy ulu (chyba otwartym?)

Coś w tym jest, jakiś przedwojenny sznyt ;) To już nie pierwsze zdjęcie, na którym ramka w ręku, a wszyscy pięknie, panowie pod krawatem, panie (panny?) w wyjściowej sukience. Znów między wierszami wyczytałbym, że szare pszczoły były grzeczne dla umiejących "koło nich chodzić". Zwróciłbym też uwagę na dwa wylotki. Wtedy był to swego rodzaju standard.

"Bartnik Postępowy" nr 11/1937

Autorem relacji jest pan Stanisław Sałata z Mikułowic, prawdopodobnie k. świętokrzyskiego Opatowa

 

W krótkiej relacji możemy nawet doczytać, iż zajmuje się, własną pracą hodowlaną zmierzającą do udoskonalenia cech posiadanych pszczół. Cóż za zuchwalec! 

Z innych ciekawostek - w tym samym roku 1937 pan Aleksander Stasiński wszedł w posiadanie pszczoły, zwanej ASTĄ, do dziś hodowanej w Kocierzowych.

 

 lO7TFKI.png

 

cWz38bQ.png

 

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...
  • 2 weeks later...

Chciałem bardzo podziękować użytkownikom tego forum za ciekawe dyskusje i inspiracje w tym wątku, które zaowocowały poniższą pogadanką. Przeprowadziłem ją wczoraj i w zeszłą niedzielę na platformie fejsbuk, słuchacze odebrali ją bardzo pozytywnie, a teraz dzielę się nią na youtube. 

Jako że był to "event" na żywo, nie wszystko od początku działało idealnie, ale potem już się ustabilizowało.

 

Pogadanka odbyła się na Facebooku, 23 stycznia 2022. Jest owocem długich wieczorów spędzonych na lekturze przedwojennych czasopism pszczelarskich, powojennych prac naukowych m.in. prof. Michała Gromisza, książek o selekcji i hodowli matek pszczelich Tadeusza Wawryna i Michała Gromisza i wielu innych źródeł. Choć podbudowana solidną dawką naukowej faktografii, zastrzegam, że jest to nadal gawęda z subiektywnego punktu widzenia. ;)

 

Pozostałe źródła:
Pszczoły Blenheim: przykład przetrwania genów populacji pierwotnej mimo zmieszacowanej okolicy https://oxnatbees.wordpress.com/2021/11/09/the-blenheim-bees-debate/?fbclid=IwAR1el5YEBmTXFbZhsmD4Wfls20Ih9W5VmXWQQ7mZI3bkl1uCBAiSMXmqOes

 

Wyspa Terschelling, przykład dogadania się lokalnych pszczelarzy na gospodarkę w oparciu o pszczołę lokalną, selekcjonowaną metodą "odmawiania reprodukcji najgorszym". https://www.youtube.com/watch?v=48NfmW2BfXY

 

Pszczoły Playmouth, kolejna społeczność pszczelarzy utrzymujących pszczołę lokalną
https://www.youtube.com/watch?v=6p0zjZDgCJY

 

"Bartnik Postępowy" https://wmbc.olsztyn.pl/dlibra/publication/2906#structure

 

Apis Wiki http://apiswiki.pl

 

 

  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

20 minut temu, Krzychu napisał:

 

 

Michał, w końcu będzie miał skąd wziąć prawdziwą AMM :D 

 

Oj... ;)

Z przerobionej przeze mnie literatury wynika, że AMM Średnioruska, o której on mówi, to jest nieco inny ekotyp, niż "krajowa szara", ale może mieć z nim wiele wspólnego.

Ja, ze wszystkich, najbardziej bym stawiał na Kocierzowy. Ale chwała Grześkowi, że zaczął namawiać do pszczoły rodzimej. ;)

Przy okazji, widzieli na filmiku, zalewanie ramek poniżej czerwiu? Takie "kęski" plastra się w kószkach pszczołom obcinało i wyciskało właśnie przed zimą.

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.