Jump to content
Forum Pszczelarskie - Pasieka "Banicja"

Recommended Posts

Każda krajowa szara to AMM, nie każda AMM to krajowa szara.

Jeśli prowadzisz pasiekę w "tem kraju" i po kilku pokoleniach wychodzi Ci udział AMM, czy prawdopodobnie jest to udział krajowej szarej, czy szwajcarsko-hitlerowskiej nigry?

Nie wiem, ale się domyślam. 

Link to comment
Share on other sites

w "tem kraju" znajdziesz nawet afrykańskie geny jeśli ktoś miał elgona.

Godzinę temu, michal79 napisał:

Każda krajowa szara to AMM, nie każda AMM to krajowa szara.

Otóż to. 

56 minut temu, michal79 napisał:

Nie wiem, ale się domyślam. 

Tylko tyle pozostało. 

  • Lubię 2
Link to comment
Share on other sites

9 godzin temu, michal79 napisał:

czy szwajcarsko-hitlerowskiej nigry

 

Hitlerowskie pszczoły? To one heilują? ?

Edited by Krzychu
Link to comment
Share on other sites

  Tak patrzę na zdjęcia wstawiane przez Michała, to ze jakaś kobitka siedzi przy ulu nie świadczy, że pszczoły były łagodne. Mój Dziadek podstawiał ręce pod wylotek w swoich ulach, pszczoły mu łaziły po ręce, startowały z ręki i lądowały. Ale jak się już ul otworzyło albo brało miód to zaczynała się walka ze wszystkim co żywe. Psy w budach deskami się na dwa dni zastawiało.   

  Nie sądzę też, by był możliwy całkowity powrót to pszczoły lokalnej, za dużo tych genów się wpompowało i dalej pompuje. I o ile powiedzmy "włoszki" może nie są najlepiej przystosowane do naszych warunków, do karpatki czy kaukazy całkiem dobrze sobie radzą.  Niemniej nie skazuję Michała pracy na całkowitą porażkę. Może uda się wyselekcjonować jakąś pszczołę z wyraźnym śladem AMM, która będzie się dobrze sprawdzała w hodowli. Ale tu trzeba czasu, pracy i chyba jeszcze więcej szczęścia. Ja osobiście mam jakiś sentyment do tej ciętej pszczoły krajowej. Niemniej skłamałbym twierdząc że dobrze mi się z nią pracowało. I zawsze jak otwierałem ul to miałem stresa, czy ulicą koło pasieki nie będzie szła akurat jakaś matka z dzieckiem, co w tygodniu zdarza się raz na kilka dni. Oprócz strachu przed pożądleniem osób postronnych (o siebie się nie bałem) najbardziej przeszkadzało mi spływanie tych pszczół z ramki przy przeglądzie. A nie miałem raczej czystej AMM, nie była szara, miała wyraźne brązowawe prążki.

  Powiedz Michale, jak to jest z przeglądem u tej Twojej krajowej pszczoły, nie pytam o agresję bo twierdzisz że da się i bez rękawic pracować, interesuje mnie, czy te "łagodne" AMM które masz też tak płyną z ramki?

 

   

  

Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, gajowy napisał:

  Tak patrzę na zdjęcia wstawiane przez Michała, to ze jakaś kobitka siedzi przy ulu nie świadczy, że pszczoły były łagodne. Mój Dziadek podstawiał ręce pod wylotek w swoich ulach, pszczoły mu łaziły po ręce, startowały z ręki i lądowały. Ale jak się już ul otworzyło albo brało miód to zaczynała się walka ze wszystkim co żywe. Psy w budach deskami się na dwa dni zastawiało.   

  Nie sądzę też, by był możliwy całkowity powrót to pszczoły lokalnej, za dużo tych genów się wpompowało i dalej pompuje. I o ile powiedzmy "włoszki" może nie są najlepiej przystosowane do naszych warunków, do karpatki czy kaukazy całkiem dobrze sobie radzą.  Niemniej nie skazuję Michała pracy na całkowitą porażkę. Może uda się wyselekcjonować jakąś pszczołę z wyraźnym śladem AMM, która będzie się dobrze sprawdzała w hodowli. Ale tu trzeba czasu, pracy i chyba jeszcze więcej szczęścia. Ja osobiście mam jakiś sentyment do tej ciętej pszczoły krajowej. Niemniej skłamałbym twierdząc że dobrze mi się z nią pracowało. I zawsze jak otwierałem ul to miałem stresa, czy ulicą koło pasieki nie będzie szła akurat jakaś matka z dzieckiem, co w tygodniu zdarza się raz na kilka dni. Oprócz strachu przed pożądleniem osób postronnych (o siebie się nie bałem) najbardziej przeszkadzało mi spływanie tych pszczół z ramki przy przeglądzie. A nie miałem raczej czystej AMM, nie była szara, miała wyraźne brązowawe prążki.

  Powiedz Michale, jak to jest z przeglądem u tej Twojej krajowej pszczoły, nie pytam o agresję bo twierdzisz że da się i bez rękawic pracować, interesuje mnie, czy te "łagodne" AMM które masz też tak płyną z ramki?

 

Na 3 lata, jak je trzymam, to raz obserwowałem zjawisko spływania z ramki. Odwróciłem wtedy ramkę do góry nogami i potrzymałem przez chwilę, no i się uspokoiły. Zależało mi na tym, bo szukałem matki. Ale to był akurat okres, kiedy jeszcze były chore na tą grzybicę. Po wyleczeniu, w żadnej rodzinie nie zaobserwowałem spływania. 

Oczywiście, gdybym w trakcie przeglądu oddychał przez nos, wytwarzając strumień ssaczego dwutlenku węgla płynącego prosto na ramkę, mogłoby to wyglądać inaczej.

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

  • 4 weeks later...

W mojej pogadance o pszczole krajowej, jako jedną z ciekawych cech wymieniałem "selektywną agresję", czyli cechę naszych lokalnych pszczół, które z nieznanego ludziom powodu, jednych atakowały, ale innych zostawiały w spokoju.

Jest na ten zadziwiający fenomen wiele anegdot, począwszy od historii samego Piłsudskiego i jego pszczół w Sulejówku (nie znacie? Poszukajcie. Pszczoły nie żądliły Marszałka, pracował z nimi bez kapelusza. Natomiast oficerów żądliły. Pewnego razu jeden wziął sobie za punkt honoru dokończyć meldunek, mimo kilku żądeł w twarzy) poprzez wiele innych relacji zawartych w przedwojennych czasopismach. Następna historia warta jest zachowania, bo pokazuje tę cechę w wydaniu wręcz ekstremalnym. Została opowiedziana na łamach "Pszczelarstwa" nr 10/1955, ale dotyczy lat 30-tych. Ta, jak i wiele innych perełek poświadcza, że dobrych pszczelarzy pszczoły "nasze krajowe" nie atakowały. Fakt, że historia niniejsza wydarzyła się na Polesiu, daje mocne podstawy sądzić, że były to właśnie pszczoły ekotypu krajowego, ewentualnie pomieszane z bardziej agresywnym ekotypem "borówki".

Z innych cech tej opowieści, to rzuca ona moim zdaniem ciekawe światło na gospodarkę i tradycję pszczelarsko - bartniczą na Polesiu, na podejście miejscowych do przyjezdnego entuzjasty… w skrócie, moim zdaniem, jak miejscowi wyjadacze zniechęcali wtedy konkurencję, czerpiąc z niej nadal pewne korzyści.

 

Moje pierwsze doświadczenia - Władysław Biernacki - część 1

Jestem synem drobnego rolnika z powiatu Piotrków Trybunalski. Mam wrodzone zamiłowanie do pszczelarstwa, chociaż dziadek mój i ojciec tym się nie zajmowali.

W mojej wiosce rodzinnej nie było ani jednego ula. Natomiast w okolicznych wioskach znajdowały się nieduże pasieki od 2 do 10 uli.

Pszczoły zawsze budziły we mnie duże zainteresowanie.

W 1928 roku po dojściu do pełnoletności opuściłem rodzinną wioskę i udałem się na Polesie. Spotkałem tam wiele pasiek prowadzonych wyłącznie w kłodach, które były rozstawione pod płotami w ogródkach przydomowych oraz na drzewach, po lasach - na sosnach i dębach. Postanowiłem wtedy zostać pszczelarzem, lecz nie posiadałem ani wiadomości teoretycznych, ani najmniejszej praktyki.

Miejscowi bartnicy, chociaż wielu ich było już w starszym wieku i mieli po kilkanaście lat praktyki za sobą, nie mogli udzielić mi wskazówek, gdyż ich pasieki były prowadzone bez żadnego postępu, według tradycji pradziadów.

Kłód pustych co prawda tam nie brakowało, były to przeważnie, jak dziś się orientuję ule po spadłych pszczołach. Po nabyciu 2 takich uli-kłód oraz paru kawałków suszu i to do tego ciemnego, bo taki tylko sprzedał lub podarował nieżyczliwy [!-wykrz. mój] pszczelarz, ubiegałem się o kupno rojów, które można było kupić, lecz dopiero późniejsze, gdyż wcześniejsze roje pszczelarze osadzali dla siebie. Przez 2 lata kupowałem roje przeważnie pod koniec lipca lub w początku sierpnia i osadzałem je w kłodach. Roje te nigdy nie zdążyły się zagospodarować tak, by mogły przezimować i zawsze w styczniu lub lutym spadały z głodu.Trzeba dodać, że według wskazówek miejscowych pszczelarzy starałem się w jesieni podkarmić pszczoły suchym cukrem, dając 1 do 2 szklanek cukru na ul. Ilość ta miała być wystarczająca.

---koniec cz. 1---

QeJ9rpu.png

Link to comment
Share on other sites

Moje pierwsze doświadczenia - Władysław Biernacki - część 2

Przez okres dwóch lat męczyłem sam siebie i niewinne pszczoły, które przez moją nieświadomość ginęły z głodu.

W roku 1930 do miejscowości tej przybył leśniczy - wykwalifikowany pszczelarz, który w innej okolicy posiadał pasiekę, a jeden ul przywiózł ze sobą. Ul jego był systemu warszawskiego poszerzonego,który bardzo mi się spodobał. Leśniczy ten bardzo chętnie użyczał mi swojej wiedzy o pszczelarstwie. Gdy mu powiedziałem o swoim zamiłowaniu do pszczół i o swoich przejściach, powiedział mi: “weź pan siekiery, porąb swoje ule na opał, każ zrobić taki ul, jak mój,osadź w nim pszczoły, a będzie pan miał miód i pszczoły”.

Tak też postąpiłem. Obstalowałem jeden ul u stolarza, który go wykonał fachowo i dokładnie. Po osadzeniu w nim roju w połowie lata, dałem mu kilka plastrów węzy i pszczoły do jesieni tak się zagospodarowały, że starczyło im zapasu na zimę, a ja mogłem wreszcie spróbować miodu z własnej pasieki.

W następnym roku pień ten zaczął bardzo dobrze się rozwijać. Idąc za wskazówkami leśniczego dodawałem ramek z węzą w gnieździe, a następnie w nadstawce, i pień ten do połowy sierpnia doszedł do takiej siły, że do dziś takiego nie spotkałem. Nie chciałbym przesadzić, lecz co najmniej około 2,5 kg pszczół przesiadywało pod wylotem na ulu nie wchodząc nawet na noc, gdyż ul był przepełniony.

Nadeszła wreszcie chwila odebrania miodu i nie wiedziałem jak się do tego zabrać, a leśniczy wyjechał na dłuższy czas do swojej pasieki. W tym czasie powrócił ze szkoły rolniczej pewien młody chłopiec. Mając zaufanie do jego wiedzy zdobytej w szkole, udałem się do niego po radę, a ten krótko i jasno podał mi wskazówki, których byłem pewny, chociaż w praktyce okazało się co innego.

Link to comment
Share on other sites

Moje pierwsze doświadczenia - Władysław Biernacki - część 3
["Pszczelarstwo" nr 10/1955]
A mianowicie uczeń poradził mi, bym zabrał nadstawkę z miodem i pszczołami, przeniósł do jakiegoś budynku ciemnego, najlepiej do piwnicy i dał pszczołom wylot na dwór. Pszczoły wrócą do ula, a miód zostanie w nadstawce.
Postąpiłem według udzielonych wskazówek i poprosiłem do pomocy znajomego pszczelarza, który miał do czynienia tylko z pszczołami w kłodach.
Pamiętam było to 20 sierpnia. W dzień bardzo upalny o godzinie 4 po południu udaliśmy się do ula po miód, mając zamiast podkurzacza kawałek tlącego drzewa. Dając bardzo mało dymu, zerwaliśmy nadstawkę napełnioną miodem, ważącą około 35 kg.
Nadstawka była mocno przykitowana do ścian ula i gdy zerwaliśmy ją, nastąpił duży wstrząs. Pszczoły zaczęły nas żądlić coraz więcej i więcej: zanim zdążyliśmy wnieść nadstawkę do piwnicy, pszczoły były tak rozwścieczone, że w całej posesji nie było bezpiecznego miejsca.
Pszczoły żądliły wszystko, co w pobliżu się ruszało. W zagrodzie mojej padły ofiarą żądlenia 2 gęsi, 5 kur i pies, a koń pasący się na łące ledwie został uratowany. W promieniu około 500m od ula teren był opanowany przez pszczoły. Kilkunastu pracowników zatrudnionych przy budowie kościoła zostało przez pszczoły spędzonych od pracy. Na ulicy i w pobliskich zagrodach słychać było jeden krzyk - ratunku, ratunku! Siedzący na ławce przed sąsiednim domem staruszek z dużą siwą brodą, który miał cokolwiek wiadomości o pszczołach i początkowo się ich nie bał i śmiał się z uciekających ulicą ludzi, w końcu został napadnięty i tak pożądlony, że dla ratunku wylano na niego parę wiader wody. I to nie pomogło, tak że w końcu wniosłem go do pobliskiej kuźni półprzytomnego, tam silnie dałem dymu i zdołałem go uratować.
Staruszek był tak pożądlony, że gdy wieczorem zacząłem usuwać żądła z jego twarzy, głowy i rąk, to nie było gdzie dotknąć palcem, by nie było żądła. Wezwany lekarz oświadczył, że bardzo wątpi w jego życie. To było moje największe zmartwienie, bo przez swą nieświadomość brałem na sumienie życie człowieka. Na szczęście staruszek mając silny organizm przetrwał to zajście.
Jak ja wówczas zostałem pożądlony przez pszczoły, nie będę opisywać, powiem tylko, że buty na nogach, które uprzednio były wypastowane do połysku, zabieliły tak się od żądeł pszczelich a skóra na mnie tak się naciągnęła, jak tylko mogła wytrzymać.
Rozdrażnione pszczoły uspokoiły się dopiero po zachodzie słońca, a w całym gospodarstwie ziemia tak była zasłana trupami pszczół, że nie było gdzie stąpnąć. Ula w czasie tego zajścia nie zdołaliśmy uporządkować i nakryć.
Wiadomość o tym zajściu rozeszła się dosyć szeroko.
Wieczorem tego dnia przyszedł do mnie znajomy, który miał dwie kłody pszczół i uważał się za doświadczonego pszczelarza. Pytał mnie o zajście z pszczołami mówiąc, że pójdziemy i uporządkujemy gniazdo. Dreszcze mnie przeszły na myśl o pójściu do ula. Jaką wówczas miałem gorączkę, nie wiem, jednak mimo wszystko postanowiłem udać się z nim tam, aby uporządkować gniazdo.
Początkowo zastaliśmy w ulu spokój, lecz po przystąpieniu do pracy, zanim doszliśmy do swego celu, pszczoły nas tak obległy, że już nie fruwały, a tylko pełzały i żądliły niemiłosiernie. Nie mieliśmy innego wyjścia, tylko zrzucać z siebie ubranie i uciekać tak, jak na świat się przychodzi.
Ul został uporządkowany i nakryty, lecz tak już osłabło moje zamiłowanie do pszczół, że nawet gdyby był wówczas amator na moje pszczoły, oddałbym je z podziękowaniem za zabranie.
Przez całą noc majaczyłem w bardzo wysokiej gorączce; wydawało mi się, że z chwilą nadejścia dnia pszczoły znów mnie opadną i zaczną żądlić.
Następnego dnia pszczoły poszły jednak normalnie do pracy, naturalnie z osłabioną siłą.
—--------Koniec cz. 3
  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

30 minut temu, michal79 napisał:
Moje pierwsze doświadczenia - Władysław Biernacki - część 3
["Pszczelarstwo" nr 10/1955]
A mianowicie uczeń poradził mi, bym zabrał nadstawkę z miodem i pszczołami, przeniósł do jakiegoś budynku ciemnego, najlepiej do piwnicy i dał pszczołom wylot na dwór. Pszczoły wrócą do ula, a miód zostanie w nadstawce.
Postąpiłem według udzielonych wskazówek i poprosiłem do pomocy znajomego pszczelarza, który miał do czynienia tylko z pszczołami w kłodach.
Pamiętam było to 20 sierpnia. W dzień bardzo upalny o godzinie 4 po południu udaliśmy się do ula po miód, mając zamiast podkurzacza kawałek tlącego drzewa. Dając bardzo mało dymu, zerwaliśmy nadstawkę napełnioną miodem, ważącą około 35 kg.
Nadstawka była mocno przykitowana do ścian ula i gdy zerwaliśmy ją, nastąpił duży wstrząs. Pszczoły zaczęły nas żądlić coraz więcej i więcej: zanim zdążyliśmy wnieść nadstawkę do piwnicy, pszczoły były tak rozwścieczone, że w całej posesji nie było bezpiecznego miejsca.
Pszczoły żądliły wszystko, co w pobliżu się ruszało. W zagrodzie mojej padły ofiarą żądlenia 2 gęsi, 5 kur i pies, a koń pasący się na łące ledwie został uratowany. W promieniu około 500m od ula teren był opanowany przez pszczoły. Kilkunastu pracowników zatrudnionych przy budowie kościoła zostało przez pszczoły spędzonych od pracy. Na ulicy i w pobliskich zagrodach słychać było jeden krzyk - ratunku, ratunku! Siedzący na ławce przed sąsiednim domem staruszek z dużą siwą brodą, który miał cokolwiek wiadomości o pszczołach i początkowo się ich nie bał i śmiał się z uciekających ulicą ludzi, w końcu został napadnięty i tak pożądlony, że dla ratunku wylano na niego parę wiader wody. I to nie pomogło, tak że w końcu wniosłem go do pobliskiej kuźni półprzytomnego, tam silnie dałem dymu i zdołałem go uratować.
Staruszek był tak pożądlony, że gdy wieczorem zacząłem usuwać żądła z jego twarzy, głowy i rąk, to nie było gdzie dotknąć palcem, by nie było żądła. Wezwany lekarz oświadczył, że bardzo wątpi w jego życie. To było moje największe zmartwienie, bo przez swą nieświadomość brałem na sumienie życie człowieka. Na szczęście staruszek mając silny organizm przetrwał to zajście.
Jak ja wówczas zostałem pożądlony przez pszczoły, nie będę opisywać, powiem tylko, że buty na nogach, które uprzednio były wypastowane do połysku, zabieliły tak się od żądeł pszczelich a skóra na mnie tak się naciągnęła, jak tylko mogła wytrzymać.
Rozdrażnione pszczoły uspokoiły się dopiero po zachodzie słońca, a w całym gospodarstwie ziemia tak była zasłana trupami pszczół, że nie było gdzie stąpnąć. Ula w czasie tego zajścia nie zdołaliśmy uporządkować i nakryć.
Wiadomość o tym zajściu rozeszła się dosyć szeroko.
Wieczorem tego dnia przyszedł do mnie znajomy, który miał dwie kłody pszczół i uważał się za doświadczonego pszczelarza. Pytał mnie o zajście z pszczołami mówiąc, że pójdziemy i uporządkujemy gniazdo. Dreszcze mnie przeszły na myśl o pójściu do ula. Jaką wówczas miałem gorączkę, nie wiem, jednak mimo wszystko postanowiłem udać się z nim tam, aby uporządkować gniazdo.
Początkowo zastaliśmy w ulu spokój, lecz po przystąpieniu do pracy, zanim doszliśmy do swego celu, pszczoły nas tak obległy, że już nie fruwały, a tylko pełzały i żądliły niemiłosiernie. Nie mieliśmy innego wyjścia, tylko zrzucać z siebie ubranie i uciekać tak, jak na świat się przychodzi.
Ul został uporządkowany i nakryty, lecz tak już osłabło moje zamiłowanie do pszczół, że nawet gdyby był wówczas amator na moje pszczoły, oddałbym je z podziękowaniem za zabranie.
Przez całą noc majaczyłem w bardzo wysokiej gorączce; wydawało mi się, że z chwilą nadejścia dnia pszczoły znów mnie opadną i zaczną żądlić.
Następnego dnia pszczoły poszły jednak normalnie do pracy, naturalnie z osłabioną siłą.
—--------Koniec cz. 3

 

Brzmi jak scenariusz kultowego filmu Rok z 78 roku ?

  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, Krzychu napisał:

 

Brzmi jak scenariusz kultowego filmu Rok z 78 roku ?

 

Idąc dalej przypomniała mi się rodzina z tamtego roku. Z resztą widziałeś ją i oceniłeś, że "agresywnie startuje z wylotka po pożytki w porównaniu do innych rodzin". 

Po kilku tygodniach nie dała do siebie podejść a jakakolwiek ingerencja w gniazdo kończyła się podobnym opisem do tego z powieści powyżej. Jedyny jej plus to był taki, że przełamała stereotyp o tym iż rodzina po wyrojeniu się wypada z produkcji. Ta po wyrojeniu przyniosła jeszcze pełny korpus Wielkopolski miodu nektarowo-spadziowego. 

Inna rodzina, która miała podobny stosunek do mnie jak ta powyżej była rekordzistką pasieki - po znaczącym osłabieniu (zrobieniem z niej kilku odkładów) pod koniec lata już nie była taka mocna, natomiast patrząc na nią teraz - może ponownie być rekordzistką mimo co najmniej 2 lat matki. 

A i na nowym miejscu jest już o wiele łagodniejsza. 

Edited by Krzychu
Link to comment
Share on other sites

Moje pierwsze doświadczenia - Władysław Biernacki - część 4 ostatnia

 

Tak ja, jak i domownicy omijaliśmy ul z daleka spoglądając na niego nieufnie.

 

Po kilku dniach spotkałem znajomego kolejarza (miał swoją pasiekę w ulach ramowych), który pytał mnie o zajście z pszczołami. Krótko mu opowiedziałem, że moje pszczoły są bardzo złe, nie nadające się do chowu. On mi na to, że chyba ja jestem złym pszczelarzem. Przy tym zapewnił mnie, że przyjdzie do moich pszczół i przekona się o ich złości. Po niedługim czasie przyszedł.

 

Przyniósł swój podkurzacz i wezwał mnie, bym się z nim udał do ula, co dla mnie było bardzo przykre. Dał mi siatkę; sam bez siatki zawinął rękawy do łokci i poszliśmy. Ja nie tyle spoglądałem na ul, co upatrywałem drogę, którędy będziemy uciekać. Tymczasem okazało się co innego, bo ów kolejarz rozebrał całe gniazdo, poczynił w nim to, co uważał za potrzebne i tak jego, jak mnie nie użądliła ani jedna pszczoła.

 

Wówczas potwierdziłem zdanie kolejarza, że nie pszczoły są złe, ale ja jestem złym pszczelarzem i to był mój pierwszy kurs pszczelarski, przy którym nabrałem ponownego zapału do prowadzenia pasieki. 

 

—-

Refleksje po lekturze:

Dlaczego pszczelarze kłodowi byli zaskoczeni zachowaniem pszczół p. Władysława i nie potrafili ich okiełznać?

Dlaczego “wieść o wydarzeniu szybko rozeszła się dosyć szeroko”? Czyżby była zajściem na tyle niespotykanym i nietypowym na terenie pełnym “uli gęsto stojących po ogródkach”?

Jak to możliwe, że pień, który współcześnie pozbawiono by matki przy pierwszej możliwej okazji, ktoś inny przejrzał, “rozebrał całe gniazdo” bez siatki i z zawiniętymi rękawami, jakby siedział tam najłagodniejszy współczesny Hinderhofer ?

Link to comment
Share on other sites

Te pszczoły były agresywne, nawet bardzo i nie ma co tu ich usprawiedliwiać.

Chłop zerwał nadstawkę w ogóle ich wcześniej nie odymiając, no bo co on tam sobie może kawałeczkiem drewna bez podkurzacza. Poczuły wstrząs, zapach miodu, potem jad od ukąszeń i wskoczył im program zabij.

Pszczoły też wyczuwają nerwowość. I chłop ten "capił" jadem i strachem po pierwszej akcji więc powtórne podejście tego samego dnia nie mogło mu się udać. 

 

Pozdrawiam,

Emerytowany filozof, miejscowy gawędziarz i erotoman ;)

Edited by hurriway
  • Lubię 2
Link to comment
Share on other sites

  • 3 months later...

Jakie poszlaki mogą nas doprowadzić do prawdziwego pszczelarstwa z jak najmniejszą potrzebą używania chemii?

Moje, najmojsze postulaty są następujące:

- gospodarka oparta o naturalny "algorytm" życia rodziny pszczelej (to do rozpisania dokładniej innym razem)

- siedziba pszczół zbliżona do naturalnej (badania wskazują na zwiększone kitowanie siedzib o chropowatych ścianach i z kolei na wpływ propolisu na ograniczenie rozmnażania warrozy, mniejszą aktywność penicillusa zgnilca złośliwego itp. - same przyjemne rzeczy. Nie musi to być od razu ul nierozbieralny, ale może chociaż ramowy drewniany z porysowanymi pilnikiem wewnętrznymi ścianami i słomianą zatworomatą?)

- lokalność

Od jakiegoś czasu zbieram urywki zdań na ten ostatni temat. Moja pogadanka z youtube pokrywała dostępne materiały z okresu międzywojennego i częściowo (jedna książka T. Wawryna i L. Webera) literatury powojennej.

Mozolnie przegryzam się przez lata 50te miesięcznika "Pszczelarstwo". Tutaj np. fragment o pszczelarzach z okolic Poznania. Była tam doskonalona pszczoła krajowa linii "Lechitka".

Doświaczony pszczelarz w kilku słowach porównuje ją do przedwojennych Sklenarów.

Gdzie dziś Sklenar, gdzie Lechitka? Ech...

SGhgIKd.png

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

"Nepredno Pcelarstvo" nr 11/1956

Dnia 29 V 1958 upływa 11 lat od uznania choroby roztoczowej za chorobę zakaźną pszczół podlegającą obowiązkowi zgłaszania w Międzynarodowym Urzędzie Chorób Zakaźnych Zwierząt w Paryżu. Konwencję odnośną podpisało w 1947 roku 45 państw, między innymi i Polska.

Na tej konferencji ustalono główne wytyczne zwalczania tej choroby [w Polsce: ogniem i strefami]. Polska pierwszy meldunek złożyła w czerwcu 1952 r. rejestrując 70 ognisk zarazy, w roku 1953 - 133 ogniska, w styczniu 1954 - ani jednego wypadku (!?), w następnych miesiącach pojedyncze przypadki! Na tym zaprzestano dalszych meldunków. Czyżby choroba roztoczowa w Polsce już nie występowała?

----------------------

Mój przypis: Nieskuteczne zwalczanie choroby, która po prostu miała bardzo długi okres utajony. Większość ognisk zawdzięczaliśmy czeskim sanitarystom, którzy po prostu bardzo dużo badali i sprawdzali. To i po naszej stronie granicy sprawdzono dokładnie i... świdraczka stwierdzono. W pozostałej części kraju użyto dość skutecznej metody walki z chorobą poprzez brak szukania jej.

Pszczoły dały sobie radę. Środkowoeuropejskie, ekotypu "krajowy szary".

 

i8PTHD7.png

7r0Zvdv.png

Link to comment
Share on other sites

"Bee Culture. The Magazine of American Beekeeping"

27 IX 2022

Odsklepianie i usuwanie roztoczy na Kubie

Anais Rodriguez Luis, Isobel Grindrod, Georgiana Webb, Adolfo Perez Pineiro, Stephen John Martin

Varroa Destructor rozszedł się na cały świat zabijając miliony rodzin Apis Mellifera...

... Na półkuli północnej fakt ten wepchnął pszczelarstwo w objęcia chemicznych trucizn, celem uniknięcia strat...

... Jednakże w wielu krajach półkuli południowej, czy to z powodu odgórnego wyboru, czy zaporowych cen akarycydów, nie zwalczano warrozy, pozwalając działać selekcji naturalnej...

... Po początkowych stratach pojawiła się tolerancja... Do niedawna kojarzono ją tylko z afrykańskimi lub zafrykanizowanymi pszczołami. Niedawno jednak pojawiła się pewna liczba populacji pszczoły europejskiej, tolerujących warrozę...

... Badaliśmy mechanizmy wśród pszczół na Kubie i ujawniliśmy duży stopień odsklepiania czerwiu robotniczego (77%), usuwania pasożytów (80%) i niską płodność samic warrozy (r=0,77). To są cechy podobne w niemal wszystkich ujawnionych populacjach przeżywających.

Kuba jest największym krajem z pszczołą europejską, która przeżywa obecność warrozy bez jej zwalczania. 220 000 rodzin pszczelich od ponad dwóch dekad.

Kubańskie pszczoły miodne są wysoce produktywne (40-70kg miodu z rodziny rocznie), są też w miarę łagodne przy współpracy z pszczelarzem.

Kuba jest doskonałym przykładem tego, co może się stać, gdy pszczołom pozwoli się dostosować do pasożyta, minimalizując ludzką ingerencję.

https://www.beeculture.com/recapping-and-mite-removal-behaviour-in-cuba/

as58Vz5.png

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

10 godzin temu, michal79 napisał:

Kuba jest największym krajem z pszczołą europejską, która przeżywa obecność warrozy bez jej zwalczania

Może i przeżywa , ale co to  za Życie na Kubie ?

Trochę żartem powyżej , ale to że przeżywają , to może jest sprawa klimatu ciepłego , bo pszczoły roją się co roku i co roku oczyszczają z łańcucha rozmnażania pod zasklepem i w ten sposób jakoś udaje im się co roku przeżyć i tak rok w rok i  jakoś to się kręci .  Ale my pszczelarze patrzymy pod kątem wydajności miodowej i nam patrzenie na rójki jak co roku uciekają w siną dal to żadna pociecha dla nas , a że na Kubie przeżywają , sorry taki mają klimat   ?

Zresztą podobnie chyba przezywają wschodnie pszczoły z Azji  żyjące w symbiozie z warrozą ? Kiedyś coś czytałem o tym ale bardzo dawno i niech mnie ktoś poprawi , jak udaje im się żyć w symbiozie ?

  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

Godzinę temu, Tadek11 napisał:

Może i przeżywa , ale co to  za Życie na Kubie ?

Trochę żartem powyżej , ale to że przeżywają , to może jest sprawa klimatu ciepłego , bo pszczoły roją się co roku i co roku oczyszczają z łańcucha rozmnażania pod zasklepem i w ten sposób jakoś udaje im się co roku przeżyć i tak rok w rok i  jakoś to się kręci .  Ale my pszczelarze patrzymy pod kątem wydajności miodowej i nam patrzenie na rójki jak co roku uciekają w siną dal to żadna pociecha dla nas , a że na Kubie przeżywają , sorry taki mają klimat   ?

Zresztą podobnie chyba przezywają wschodnie pszczoły z Azji  żyjące w symbiozie z warrozą ? Kiedyś coś czytałem o tym ale bardzo dawno i niech mnie ktoś poprawi , jak udaje im się żyć w symbiozie ?

 

"Kubańskie pszczoły miodne są wysoce produktywne (40-70kg miodu z rodziny rocznie), są też w miarę łagodne przy współpracy z pszczelarzem."

 

A. I "My Pszczelarze", jesteśmy w Polsce w 99% hobbystami. 

Tak tylko przypomnę statystyki. 

 

Generalnie - mnie po prostu cieszy rezultat. Do wczoraj nie wiedziałem jeszcze o tej populacji na Kubie. 

Mechanizmy zostały określone przez naukowców. Nie jest to rójka.

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

1 godzinę temu, Tadek11 napisał:

jak udaje im się żyć w symbiozie ?

tam rozmnażają się na czerwiu trutowym (robotnice  pszczoły wschodniej mają za krótki cykl) , chłopaki zawsze mają pod górkę :( i baby żyją ich kosztem. No i jak pisałeś , patologiczną ( z punku widzenie pszczelarza) rojliwość mają wpisaną w geny - z byle powodu uciekają , nawet z powodu zbyt intensywnego przeglądu ,  niepokojenia  , ale i choroby czy warrozy, albo i całkiem bez powodu - ot żeby wk*****ć pszczelarza . Rodzinki małe 10k , miodu tyle co sobie bo taki (sorry) mają klimat - zapasy im zbędne.  Czy to symbioza ? Symbioza to wymiana korzyści , to jakby powiedzieć że człowiek żyje w symbiozie z wszami bo od nich nie umiera , choć i te potrafią przenosić śmiertelne choroby. Do doopy z taką symbiozą.

Edited by manio
  • Lubię 1
Link to comment
Share on other sites

11 godzin temu, michal79 napisał:

"Kubańskie pszczoły miodne są wysoce produktywne (40-70kg miodu z rodziny rocznie), są też w miarę łagodne przy współpracy z pszczelarzem."

Na wyspach bergamutach  podobno ............... ? Byłeś , widziałeś ? ? Ile trawa u nich sezon ? Czy mają okres jesienno zimowy bez pożytkowy  trwający pół roku ? ?

Nie można wydajności miodowej  krajów o klimacie Florydy wyspiarskiego  porównywać do Polski .

11 godzin temu, michal79 napisał:

 

A. I "My Pszczelarze", jesteśmy w Polsce w 99% hobbystami. 

Tak tylko przypomnę statystyki. 

No i dobrze bo mamy swój miód Polski inaczej nie mieli byśmy ,    w Polsce  w naszym klimacie pszczelarstwo jest niedochodowe i mogą to prowadzić tylko pszczelarze hobbyści  którzy nie liczą kosztów swoje pracy i mamy klimat z przerwą pół roczną na zimę przez to mamy takie warunki do biznesu pszczelego , że nigdy nie wytrzymamy konkurencji pszczelarzy z "ciepłych krajów o dużej wilgotności i sezonie trwającym prawie cały rok ?

Michał nie rozumiesz tego ?  Pszczelarstwo w Polsce jest głównie dla hobbystów ? Sorry taki mamy klimat ?

11 godzin temu, michal79 napisał:

Generalnie - mnie po prostu cieszy rezultat. Do wczoraj nie wiedziałem jeszcze o tej populacji na Kubie. 

Mechanizmy zostały określone przez naukowców. Nie jest to rójka.

Nie bardzo rozumiem co ciebie cieszy ? Że na Kubie mają miód ? I że mają pszczelarstwo ? ?

Poza tym jaki mechanizm określony przez naukowców ? Co masz na myśli ? Mechanizm mnie się kojarzy z jakąś maszynerią stworzoną przez człowieka .

Czy masz wiedzę że wykorzystują na Kubie  do tego jakieś maszyny do walki w warrozą ? Ciekawe jakie ? Napisz coś więcej o tym mechanizmie ?

Link to comment
Share on other sites

18 hours ago, Tadek11 said:

Zresztą podobnie chyba przezywają wschodnie pszczoły z Azji  żyjące w symbiozie z warrozą ? Kiedyś coś czytałem o tym ale bardzo dawno i niech mnie ktoś poprawi , jak udaje im się żyć w symbiozie

Masz rację, po pierwsze, jest to inna pszczoła, a po drugie, te pszczoły zmieniają miejsce kilka razy w roku. 

Link to comment
Share on other sites

12 godzin temu, Tadek11 napisał:

Na wyspach bergamutach  podobno ............... ? Byłeś , widziałeś ? ? Ile trawa u nich sezon ? Czy mają okres jesienno zimowy bez pożytkowy  trwający pół roku ? ?

Nie można wydajności miodowej  krajów o klimacie Florydy wyspiarskiego  porównywać do Polski .

No i dobrze bo mamy swój miód Polski inaczej nie mieli byśmy ,    w Polsce  w naszym klimacie pszczelarstwo jest niedochodowe i mogą to prowadzić tylko pszczelarze hobbyści  którzy nie liczą kosztów swoje pracy i mamy klimat z przerwą pół roczną na zimę przez to mamy takie warunki do biznesu pszczelego , że nigdy nie wytrzymamy konkurencji pszczelarzy z "ciepłych krajów o dużej wilgotności i sezonie trwającym prawie cały rok ?

Michał nie rozumiesz tego ?  Pszczelarstwo w Polsce jest głównie dla hobbystów ? Sorry taki mamy klimat ?

Nie bardzo rozumiem co ciebie cieszy ? Że na Kubie mają miód ? I że mają pszczelarstwo ? ?

Poza tym jaki mechanizm określony przez naukowców ? Co masz na myśli ? Mechanizm mnie się kojarzy z jakąś maszynerią stworzoną przez człowieka .

Czy masz wiedzę że wykorzystują na Kubie  do tego jakieś maszyny do walki w warrozą ? Ciekawe jakie ? Napisz coś więcej o tym mechanizmie ?

 

Chcesz, żebym Tadziu zaczął rozmawiać z Tobą jak z byłą narzeczoną, że musiałem tłumaczyć, że powiedziałem "C", bo na moje "A" ona odpowiedziała "B"?

Dobrze kochanie. Wczytaj się jeszcze raz w to, co napisałem. Opisałem artykuł popularyzujący pracę naukową. 

W tej pracy było, że nie trują pszczołom warrozy od 20 lat, w CAŁYM KRAJU, 220 tys. rodzin gatunku APIS MELLIFERA.

Na co Ty napisałaś, że "ciepły klimat, pewnie się roją" a potem była dygresja o rojeniu, mniodku uciekającym od pszczelarza chytrusa itp..

Na co ja Ci odpowiedziałem, że rojenie się nie jest mechanizmem przeżywania mimo warrozy u pszczół na Kubie, bo naukowcy to zbadali i wyszło im co innego. 

Teraz się rozumiemy, bejbe? ?

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

48 minut temu, michal79 napisał:

Chcesz, żebym Tadziu zaczął rozmawiać z Tobą jak z byłą narzeczoną,

Wcale nie chcę Michał ? rozmawiać z byłą Twoją narzeczoną ale może była by bardziej konkretna rozmowa ?  Ale Michał jak piszesz , że na Kubie opanowali hodowlę pszczół odpornych na warrozę , i cytujesz jakąś pracę podobno naukową  , to może napisali jak to zrobili że nie mają problemów z warozzą i mają pszczoły AMM europejskie odporne na warrozę i Ty cieszysz się z tego powodu ? Trochę szczegółów jak to robią .,  Bo inaczej to wygląda nie jak praca naukowa tylko jakieś wypociny dziennikarza z przypadku nie mającego pojęcia o hodowli pszczół .

  • Lubię 1
  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

To może zacznijmy od tego, że nawet Apis Cerana nie jest odporna na warrozę. Najlepiej zarówno tę pszczołę, jak i mellifery z Kuby, nazywać pszczołami przeżywającymi mimo warrozy.

Garść faktów:

- pierwsze pszczoły sprowadzili na Kubę Hiszpanie, 

- obecna populacja pochodzi od AMM, AML (włoszek), prawdopodobnie pszczoły iberyjskiej i dorzuconej kaukaskiej

- warroza pojawiła się tam w 1996 roku

- jedyna dozwolona metoda redukcji warrozy to wycinanie czerwiu trutowego

- resztę zrobiła natura i strefowe stacje hodowli matek - propagujące geny przeżywalności

- mechanizm ograniczania sukcesu rozrodczego warrozy u tych pszczół to odsklepianie czerwiu. Ponad 70% komórek, w których jest warroza, jest po zasklepieniu ponownie odsklepiane - na jakiś czas - albo czerw jest usuwany. Warrozę od przeciągów szlag trafia, nie może się spokojnie rozmnażać.

Edited by michal79
Link to comment
Share on other sites

3 godziny temu, Tadek11 napisał:

jakieś wypociny dziennikarza z przypadku

gdyby to był fakt to by było o tym głośno , a tak to tylko "wiem ale nie powiem". Ja stawiam na to ,że warroza na Kubie zdechła z biedy , bo wyspa objęta embargiem od dziesiątków lat , osierocona po upadku CCCP , prawie nie stosują pestycydów to i pszczoły silne i zdrowe. Może wcale nie ma tam warrozy ? Bo i takie newsy  czytałem.

Można też sobie wyobrazić całkowite wymarcie pszczoły miodnej co by było powrotem do stanu  czasów przed odkryciem Ameryki ( nie było tam wtedy pszczół) i ponowne zasiedlenie wyspy pszczołą. Nie wierzę w teorię forsowaną przez dr Chorbińskiego , że wystarczyło nie zwalczać warrozy i pszczoły same by się wyselekcjonowały po masowym pomorze. Skoro takie kity wciska dr to czego wymagać od oszołomów ?

Ja stawiam jednak na jakiś celowany selektywnie tylko w warrrozę pestycyd hormonalny , który zlikwiduje warrozę w całości. Takie prace podjęto w Australii po ujawnieniu inwazji warrozy i na tym ostatnim wolnym od niej kontynencie

https://www.portalpszczelarski.pl/artykul/2694/australijscy_naukowcy_tworza_pestycyd_przeciwko_warrozie.html

Edited by manio
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.